Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zbyt długo gniewać się na niego nie mogli. Sinclair i Ursiklos spotykali się często tak na wybrzeżu morskiem jak i w hotelu „Caledonia“ i bracia Melwill uznali nareszcie za stosowne przedstawić ich wzajemnie.
Młodzi ludzie przy tem przedstawieniu ukłonili się sobie wzajemnie ceremonialnie, lecz skłoniły się tylko ich głowy, podczas gdy ich postawy pozostały sztywne. Dla każdego, nawet powierzchownego spostrzegacza widocznem było, że ci dwaj młodzi ludzie charakterami swemi nigdy nie zbliżą się do siebie.
Co do miss Campbell, to ta wcale nie ukrywała swojej niechęci do Arystobulusa Ursiklosa; gdy przechodził koło niej, odwracała się. Jednem słowem na każdym kroku starała się okazać mu zupełną nieuwagę. Z tem wszystkiem bracia Melwill byli ciągle tego zdania, że wszystko ułoży się podług ich myśli, skoro tylko „Zielony promień“ zechce się pokazać nareszcie.
Tymczasem pogoda nie poprawiała się a ciągłe wahanie się strzałki barometru, zdolne było każdego pozbawić cierpliwości. Dwie czy trzy wycieczki na wyspę Seil przedsięwzięte przez rodzinę Melwilów w nadziei, że niebo oczyści się z chmur na zachodzie, nie miały pożądanego skutku. Lecz oto przyszedł i 23 sierpień a „Zielony promień“ nie raczył się pokazać. Dzięki wszystkim tym niepowodzeniom, pragnienie ujrzenia Zielonego promienia przemieniło się u naszych znajomych jakby w gorączkę i wyrugowało z nich wszelkie inne myśli. O tym promieniu myśleli dzień i noc i można się było obawiać, że się zamieni w manię. Pod wpływem tej nieodstępnej myśli, wszystkie barwy w ich