Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obłoczek zasłonił widnokrąg, jak welonem i nie przepuszczał „Zielonego promienia“.
— Jakie nieszczęście!
— Tak panie Sinclair, to była zła wróżba; od tego dnia nie mieliśmy możności oglądać bezchmurnego zachodu słońca.
— Lecz to nie może trwać długo, miss Campbell lato jeszcze się nie kończy a przed nastaniem jesieni, wierz mi pani, słońce ukaże nam łaskawie swój „Zielony promień“. Żeby mówić zupełnie szczerze, panie Sinclair, muszę powiedzieć że my mieliśmy możność oglądania Zielonego promienia w dniu 2-im sierpnia w blizkości wiru Corryvrekan, a gdyby uwaga nasza nie była pochłoniętą tonącą łodzią...
— Jak to, miss Campbell! wykrzyknął Olivier — ja miałem nieszczęście, w taką chwilę odwrócić twoje oczy od słońca? Moja nieostrożność przeszkodziła pani zobaczyć „Zielony promień“? W takim razie proszę stokrotnie o przebaczenie mi, proszę przyjąć mój szczery żal z powodu tego co się stało z mojej winy. To się więcej nie powtórzy.
Tak rozmawiając wszyscy czworo udali się w drogę powrotną do hotelu „Caledonii“, gdzie, jak się okazało, stanął w przededniu pan Sinclair w powrocie z wycieczki w okolice Dalnally. Niewidząc konieczności opuszczenia Obanu, Olivier Sinclair postanowił tam pozostać i czekać cierpliwie na pojawienie się „Zielonego promienia“.
Od tego czasu rodzina Melwilów spotykała się codziennie z młodym malarzem na brzegu morza i prze-