Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdumieniem, nie wiedzieli z czego mogła Helena być niezadowoloną? Może to obecność Arystobulusa Ursiklosa w Obanie spowodowała to niezadowolenie? Tymczasem Arystobulus podszedłszy ku miss Campbell kłaniał się z roztargnieniem.
— Pan Arystobulus Ursiklos, — przedstawiał ceremonialnie Helenie, brat Sam.
— Którego szczęśliwy wypadek sprowadził do Obanu — dokończył brat Seb.
— A, mister Ursiklos! — przemówiła obojętnie miss Campbell, chłodno kiwnąwszy uczonemu głową na znak przywitania. — Wujowie kochani, wymówiła potem z żalem, zwróciwszy się do braci Melwilów.
— A co ci to, moje dziecko? — zapytali razem obaj bracia zaniepokojeni niezadowoleniem siostrzenicy.
— Czy jesteśmy w Obanie?
— Chyba tak, zapewne.
— Nad morzem Hebrydzkiem?
— Rozumie się.
— Za godzinę nas tutaj nie będzie!
— Za godzinę?
— Życzyłam sobie mieć przed oczyma otwarty horyzont morza, czyż nie tak?
— Tak jest, droga Helenko.
— Bądźcież tak dobrzy pokazać mi tu ten horyzont.
Bracia Melwill z najwyższem zdziwieniem obrócili się w stronę morza. Przed nimi na całym obszarze od północo-zachodu na południo-zachód leżał cały rząd wysp tworzących prawie zbitą masę lądu; między temi