Strona:Juljusz Verne-Zielony promień.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie można było powątpiewać — to było morze otwarte. Tymczasem pora południowa ledwo się zbliżała, do zachodu słońca pozostawało jeszcze co najmniej siedem godzin. Przez siedem godzin jeszcze cierpliwość miss Campbell miała być wystawioną na próbę! Nadto horyzont odsłaniał się od strony południowo-zachodniej tak, że słońce zachodziło za niego tylko podczas pory zimowej. Ponieważ nie było nadziei żeby tam można było zobaczyć dziwne zjawisko którego łaknęła miss Campbell, to należało pojechać dalej na zachód a nawet cokolwiek ku północy bo do jesiennego równania brakowało jeszcze sześciu tygodni.
„Niebo teraz bezobłoczne, oby się tylko nie oblekło chmurami“, myślała przy tem panna Helena.
Rozmyślania młodej panienki przerwane zostały odezwaniem się wuja Seba:
— Już czas! — przemówił.
— Co? dokąd czas? wujaszku.
— Pora na śniadanie! — rzekł brat Sam.
— Więc chodźmy na śniadanie — odpowiedziała miss Campbell i wszyscy troje udali się do kajuty jadalnej.



ROZDZIAŁ V.
Z parowca na parowiec.




Po doskonałem angielskiem śniadaniu, złożonem z potraw zimnych i gorących, podanych w stołowej sali