Przejdź do zawartości

Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy skończył opowiadanie, Cyrus Smith, w swojem i towarzyszy imieniu, wyraził mu serdeczną wdzięczność za to wszystko, co dla nich uczynił, lecz kapitan Nemo przerwał mu zapytaniem.
— Teraz, kiedy już znane jest panu całe moje życie, jakiż sąd wydasz o mnie?
Kapitan, mówiąc to, miał widocznie na myśli straszny wypadek, jaki zaszedł w czasie pobytu profesora na statku i który ten musiał z pewnością zamieścić w opisie swej podmorskiej podróży. Na kilka dni przed ucieczką profesora i jego towarzyszy „Nautilus , ścigany przez fregatę na oceanie Atlantyckim, uderzył w nią z taką siłą, że zatonęła. Cyrus Smith zrozumiał myśl kapitana, lecz nic nie odpowiedział.
— Była to fregata angielska — zawołał kapitan Nemo, w którym nie wygasły jeszcze uczucia księcia Dakkar. — Czy słyszysz pan? fregata angielska! Ścigała mnie. Znajdowałem się wówczas w ciasnej i płytkiej zatoce!... Musiałem z niej wypłynąć i wypłynąłem!
Milczenie trwało kilka chwil, poczem kapitan Nemo zapytał znowu:
— Jakiż sąd panowie wydacie o mnie?
Cyrus Smith podał rękę kapitanowi i rzekł z powagą:
— Kapitanie, popełnione przez ciebie błędy należą do rzędu tych, które Bóg tylko sprawiedliwie osądzić może, a rozum ludzki rozgrzeszyć powinien. Jeśli ktoś błądzi z tem przekonaniem, że czyni dobrze, można potępiać jego zasady, ale nie można odmówić mu szacunku. Winy twoje należą do tych, które pod pewnym względem zasługują na uwielbienie — nie potrzebujesz obawiać się sądów historji; lubi ona bohaterskie szaleństwa, chociaż potępia wynikające z nich skutki.
Z piersi kapitana Nemo wydobyło się głębokie westchnienie, wzniósł ręce do Nieba i zawołał stłumionym głosem:
— Boże! czy byłem w błędzie, czy też miałem słuszność?
Cyrus Smith mówił dalej:
— Wszystkie wielkie czyny wracają do Boga, ponieważ od Niego pochodzą. Kapitanie Nemo, ludzie uczciwi, otaczający cię w tej chwili, dla których uczyniłeś tak wiele, zawsze opłakiwać cię będą!
Harbert zbliżył się do kapitana, ukląkł przy nim i ucałował jego rękę.
Łza potoczyła się z oczu umierającego.

— Niech cię Bóg błogosławi, drogie dziecię!