Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak — rzekł Penkroff — i za dziesięć minut zarzuci kotwicę wprost Granitowego pałacu.
— Co dalej zamierzasz czynić, Cyrusie? — zapytał reporter.
— Musimy schronić się do Granitowego pałacu, dopóki jeszcze złoczyńcy dostrzec nas nie mogą.
— Podzielam twoje zdanie — odpowiedział Spilett — ale gdy już tam będziemy...
— Musimy działać stosownie do okoliczności — rzekł inżynier. — Teraz zaś idźmy, nie tracąc czasu.
— Czy nie byłoby dobrze, panie Cyrusie, abym pozostał tu z Ayrtonem? — zapytał marynarz.
— Nacóżby się to zdało, Penkroffie? — odpowiedział Cyrus. — Nie, lepiej się nie rozłączać.
Nie było czasu do stracenia, koloniści wyszli więc z Kominów. Wystające skały zakrywały ich przed wzrokiem osady statku, ale z rozlegających się coraz bliżej wystrzałów mogli wnosić, że Speedy już niedaleko. Przyśpieszyli kroku, wskoczyli na windę, w jednej chwili wznieśli się do Granitowego pałacu i wbiegli do wielkiej sali, gdzie Top i Jow już od wczoraj byli zamknięci.
Schronili się w samą porę, gdyż prawie jednocześnie, przez gałęzie, zasłaniające okno, ujrzeli nadpływający statek; kule czterech jego dział padały bezustannie na opuszczone świeżo przez kolonistów stanowiska, a dzikie okrzyki towarzyszyły każdemu strzałowi. Odłamy skał z hukiem staczały się na ziemię.
Można jednak było mieć nadzieję, że Granitowy pałac uniknie natarczywości wrogów dzięki rozporządzeniu Cyrusa, który, jak wiemy, kazał pozasłaniać gałęziami jego okna, gdy tymczasem kula przez otwór na drzwi wchodowe wpadła do korytarza.
— Przekleństwo im! — krzyknął Penkroff. — Odkryli nasze schronienie!
Być może jednak, że Bob Harwey tylko na chybił trafił kazał strzelać do tej prostopadłej skały, przysłoniętej gęsto gałęziami; wkrótce jednak, gdy kule pościnały w wielu miejscach gałęzie, i zobaczono wybite gdzie niegdzie w skale otwory, kule gradem zaczęły się sypać w tę stronę.
Położenie kolonistów było rozpaczliwe, odłamy granitu sypały się dokoła i groziły im śmiercią; zamierzali już schronić się do najodleglejszego zakątka Granitowego pałacu, gdy nagle dał się słyszeć huk przygłuszony, a zaraz po nim przerażające krzyki. Cyrus a za nim wszyscy przybiegli do okna.

Bryg, podniósłszy się wgórę na czemś, podobnem do trąby wodnej, rozłupał się na dwie części i najdalej w dziesięć sekund zapadł się w morze z całą zbrodniczą osadą!