Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wybornie! A czy sądzisz pan teraz, że można przedsięwziąć dłuższą podróż?
— Jaką podróż, Penkroffie?
— Na wyspę Tabor — odpowiedział marynarz.
— Mój przyjacielu — rzekł Cyrus — nie wahałbym się przebyć na Bonawenturze nawet większej przestrzeni, gdyby tego była potrzeba, ale byłoby mi przykro, gdybyś popłynął do wyspy Tabor bez żadnego celu.
— Warto zawsze znać swoich sąsiadów — odrzekł Penkroff — a wyspa Tabor jest naszą sąsiadką i do tego jedyną. Sama grzeczność nakazuje, abyśmy jej złożyli wizytę.
— Do licha! — rzekł Gedeon Spilett. — Nasz przyjaciel Penkroff trzyma się ściśle przepisów etykiety.
— Ja się niczego nie trzymam — odparł marynarz, rozdrażniony trochę oporem inżyniera, a nie chcący pomimo to sprawić mu przykrości.
— Pomyśl i o tem, Penkroffie, że nie mógłbyś sam popłynąć do wyspy Tabor.
— Dosyć mi będzie jednego towarzysza.
— A więc — odpowiedział inżynier — nie lękasz się narazić naszej kolonji na stratę dwu z pięciu jej członków.
— Ależ tu nie grozi żadne niebezpieczeństwo, panie Cyrusie — rzekł marynarz.
— Być może, Penkroffie, jednak powtórzę ci raz jeszcze, że narażałbyś się bez potrzeby.
Marynarz nie przedłużał więcej rozmowy, lecz miał silne postanowienie rozpocząć ją później. Nie wiedział o tem, że wypadek przyjdzie mu w pomoc, zamieniając niczem nieuzasadnioną zachciankę na dzieło miłosierdzia.
Statek zbliżył się znów do brzegu i zmierzał do portu Balonu, gdzie wypadało poznać dokładnie przejście między ławami piasku i rafami i w razie potrzeby poumieszczać znaki ostrzegające.
O pół mili od brzegu wiatr, powstrzymywany w części przez wzgórza, ucichł prawie zupełnie, i statek posuwał się dość wolno. Harbert, stojący na przodzie i wskazujący, jaką płynąć drogą, aby wyminąć skały, zawołał nagle:
— Z wiatrem Penkroffie, z wiatrem!
— Czemu? — zapytał marynarz, wstając. — Czy płyniemy na skały?
— Nie... nie widzę dobrze... — rzekł Harbert... Trochę bliżej brzegu... Teraz dobrze!...
Harbert, mówiąc to, przechylił się i zanurzył rękę w wodzie.
— Butelka! — rzekł, prostując się.