Strona:Juljusz Verne-Podróż podziemna.pdf/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szyła się gwałtownie, piasek i kurz podnosił się, kręcąc w koło, jak trąba, wicher rzucał to wszystko na wzgórki Sneffels, do których właśnie byliśmy przytuleni.
Ogromna, jakby oderwana z niebios chmura, snuła się nad górą czarna mgła z owych piaskowców i porwanego z ziemi kurzu.
Jeśliby ta trąba powietrzna nachyliła się w dół, porwałaby nas niechybnie. Zjawisko to, dość częste podczas wiania wichru nazywa się w języku islandzkim „mistur“.
— Prędzej! prędzej! — krzyczał przewodnik.
Nie rozumiejąc po duńsku, pojąłem jednak niebezpieczeństwo i rzuciłem się pędem za przewodnikiem.
Wkrótce trąba uderzyła w górę, która zatrząsła się straszliwie, kamienie zaś i piasek uchwycony w przelocie, padały, jak deszcz ulewny na górę.
Na szczęście byliśmy na drugiej stronie zabezpieczeni od katastrofy, dzięki tylko roztropności naszego przewodnika.
Gdyby nie on, bylibyśmy odrzuceni martwi, i to na dużą odległość przez tę okropną zawieję z kamieni.
Jan nie uznawał za roztropne przepędzać nocy na urwiskach góry wulkanicznej.