Strona:Juljusz Verne-Podróż naokoło świata w ośmdziesiąt dni.pdf/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 67 —

nych rajów, którzy byli książęcego rodu i rządzili całkowicie swem państwem.
Kilkakrotnie podczas podróży, spostrzegano dzikich indjan, którzy okazywali złość straszliwą na widok pędzącego słonia.
Pars omijał ich wciąż, wiedząc, że spotkanie z tymi ludźmi nie wróżyło nic nikomu dobrego.
Zwierząt nie widziano tutaj zupełnie, zaledwie kilka małp, uciekających z piskiem i pociesznemi minami.
Pewna myśl między innemi niepokoiła Passepartout. Co zrobi pan Fogg ze słoniem, gdy przybędą do Allahabadu? Czy zabierze go z sobą? To niemożliwe! Czy sprzeda, czy też wypuści na swobodę?
A może pan Fogg zrobi mu ze słonia podarek? Byłby tem bardzo zakłopotany...
O godzinie ósmej wieczorem łańcuch gór Vindhias był przebyty i pasażerowie przeszli pieszo przez ruiny jakichś budowli.
Przebyli w tym dniu dużą przestrzeń, bo aż dwadzieścia pięć mil, pozostało drugie tyle do przebycia.
Noc była bardzo chłodna. Na środku placu Pars rozpalił ogień z suchych gałęzi, obiad zaś składał się z produktów, zakupionych w miasteczku.