Przejdź do zawartości

Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Teraz, moi drodzy — mówił lord Glenarvan — trzeba wybrać posłańca; a nie taję, że będzie on miał i trudną, i niebezpieczną do spełnienia misję. Kto się poświęci dla swych towarzyszów i poniesie nasze polecenia do Melbourne?
Wilson, Mulrady, John, Paganel, a nawet Robert, oświadczyli swą gotowość. John szczególniej nalegał, aby jemu powierzono to poselstwo. Nareszcie milczący dotąd Ayrton odezwał się w te słowa:
— Jeżeli łaska Waszej Dostojności, to ja pojadę. Znam te okolice. Nieraz już przebiegałem gorsze jeszcze drogi; w interesie więc ogółu domagam się, aby mnie wysłano do Melbourne. Dacie mi, milordzie, pismo do waszego porucznika, a za tydzień podejmuję się sprowadzić Duncana do zatoki Twofold.
— Dobrze mówisz — odpowiedział Glenarvan. — Jesteś sprytny i odważny, Ayrtonie, i udać ci się powinno.
Bezwątpienia kwatermistrz zdolniejszy był niż ktokolwiek inny do spełnienia tego trudnego poselstwa. Każdy rozumiał to i chętnie ustępował. John Mangles ostatnią jeszcze zrobił uwagę, że obecność Ayrtona może być potrzebna do odszukania śladów Britanji lub kapitana Granta. Lecz major odpowiedział, że wyprawa pozostanie nad brzegami rzeki Snowy aż do powrotu Ayrtona; że bez niego żadne poszukiwania czynione nie będą, że zatem nieobecność jego w niczem nie przyniesie szkody interesom kapitana.
— A więc jedź, Ayrtonie — rzekł Glenarvan — śpiesz się i wracaj przez Eden do naszego obozu nad brzegiem Snowy.
Oczy kwatermistrza zajaśniały blaskiem zadowolenia. Odwrócił głowę — lecz jakkolwiek prędkie było to poruszenie, jednak John Mangles dojrzał ten odbłysk radości. John instynktownie powziął większą jeszcze nieufność względem Ayrtona.
Kwatermistrz sposobił się tedy do odjazdu przy pomocy obu majtków, z których jeden zajął się jego koniem, a drugi zaopatrzeniem go w żywność potrzebną. Glenarvan tymczasem pisał list do Tomasza Austina. Nakazywał w nim porucznikowi Duncana, aby bezzwłocznie udał się do zatoki Twofold. Kwatermistrza polecał mu jako człowieka, któremu zupełnie zaufać może, Tomasz Austin za przybyciem do wybrzeża miał oddać pod rozkazy Ayrtona oddział załogi okrętu.
Właśnie Glenarvan rozporządzenia te pisał, gdy Mac Nabbs, wodzący okiem po liście, dziwnym jakimś tonem zapytał go, jak pisze nazwisko Ayrtona?
— Tak, jak się wymawia — odrzekł Glenarvan.

— Jesteś w błędzie, mój kuzynie — powiedział spokojnie major - wymawia się to Ayrton, ale pisze się „Ben Joyce”!