zgromadzone było w tym czarownym salonie; każdy mógłby sądzić, że się znajduje w jakim książęcym pałacu we Francji lub Anglji.
Pięć okien, przesłoniętych tkanką delikatną, przepuszczało lekkie światło, już i tak przyćmione półcieniami werandy. Lady Helena była prawdziwie zachwycona. Z tej strony domu widok rozciągał się na obszerną dolinę, ciągnącą się aż do podnóża gór wschodnich. Łąki, przeplatane laskami, obszerne tu i owdzie polanki, gromady pagórków wdzięcznie zaokrąglonych, wypukłości gruntu nierównego utworzyły obraz przewyższający wszelkie opisy. Okolicy tej nie
można było porównać z żadną inną w świecie, nawet z ową sławną Rajską Doliną, u granic Norwegji leżącą. Rozległa ta panorama, mieniąca się warstwami cienia i światła, co chwila zmieniała swe widoki,
stosownie do kapryśnych odbłysków słońca. Wyobraźnia najbujniejsza nawet nicby nadto wymyślić nie zdołała, a zachwycający ten widok zadowalniał wszystkie pragnienia wzroku.
Na rozkaz młodszego Pettersona, marszałek dworu zastawił wytworne dla podróżnych śniadanie w ciągu niespełna kwadransa. Wina i potrawy były wyborne, a bardziej jeszcze ożywiała tę ucztę radość młodych hodowców z tego, że mogli pod swym dachem taką
komuś ofiarować gościnność.
W krótkich wyrazach opowiedziano im cel wyprawy; młodzieńcy żywo się zainteresowali poszukiwaniami Glenarvana, a dzieciom kapitana Granta jak najlepsze rokowali nadzieje.
— Henryk Grant — rzekł Michał — wpadł zapewne w ręce krajowców, skoro dotąd nigdzie nie ukazał się w osadach nadbrzeżnych. Znał on dokładnie położenie miejsca, jak tego dokument dowodzi, i chyba zaraz na samym wstępie dostał się do niewoli dzikich, jeśli dotychczas nie mógł przebić się do której z kolonij angielskich.
— Tak właśnie stało się Ayrtonem, kwatermistrzem z jego okrętu — zauważył John Mangles.
— A wy, panowie — pytała lady Helena — czy nigdy nie słyszeliście o rozbiciu się okrętu Britannia?
— Nigdy, pani - odpowiedział Michał.
— A co pan sądzi o traktowaniu kapitana Granta przez Australijczyków?
— Australijczycy nie są okrutni — odrzekł młody kolonista — i miss Grant pod tym względem może być zupełnie spokojna. Bywają częste przykłady łagodności ich charakteru, a ilu tylko Europejczyków żyło pomiędzy nimi, żaden nigdy nie uskarżał się, aby źle się z nim obchodzili.
— King naprzykład — wtrącił Paganel — jedyny człowiek, który pozostał przy życiu z całej wyprawy Burkego.
— Nietylko ten śmiały poszukiwacz — dodał Sandy — ale również pewien żołnierz angielski nazwiskiem Buckley, który, umknąwszy
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/287
Wygląd
Ta strona została przepisana.