Wioska Tandil jest punktem bardzo ważnym. Za pomocą swoich „galeras”, to jest wielkich wozów, zaprzężonych w woły, komunikuje się z Buenos Ayres w ciągu dwunastu dni, a wskutek tego prowadzi handel dość ożywiony; posyła bydło ze swych estancias, solone mięso i bardzo ciekawe produkty przemysłu indyjskiego, jak materje bawełniane, tkaniny lniane, bardzo poszukiwane wyroby z plecionej skóry i t. p. Dlatego też Tandil, nie licząc już pewnej liczby dość wygodnych i porządnych domów, ma nawet szkoły swoje i kościoły.
Opowiedziawszy wszystkie te szczegóły swoim towarzyszom, Paganel dodał, że nie wątpi, iż w Tandil powezmą wiadomości tak upragnione, tem więcej, że w forcie zawsze znajduje się oddział wojska narodowego. Glenarvan kazał przeto umieścić konie w stajni dość przyzwoicie wyglądającej gospody, poczem wraz z majorem, Paganelem i Robertem, prowadzeni przez Thalcave'a, poszli do fortu Indépendance.
Po przejściu niewielkiej wyniosłości, przybyli do bramy strzeżonej przez jednego tylko szyldwacha argentyńskiego, co dowodziło wielkiego niedbalstwa, albo też nadzwyczajnej pewności. Kilku żołnierzy uczyło się musztry na stoku fortecy, lecz najstarszy z tych żołnierzy miał może lat dwadzieścia, a najmłodszy nie więcej nad siedem; słowem, był to tuzin dzieci i młodych chłopców, nieźle się musztrujących. Mundur ich składał się z koszuli w prążki, w pasie przewiązanej paskiem skórzanym; o spodniach nie było i mowy, a lekkość tę kostjumu usprawiedliwiała zupełnie łagodność temperatury. Paganel powziął z tego dobre wyobrażenie o rządzie, który się nie rujnuje na niepotrzebne stroje i galony. Każdy z tych młodych chłopaków posiadał strzelbę bardzo ciężką i pałasz bardzo długi, jak na swój wzrost. Wszyscy mieli twarze ogorzałe, o rysach jakby rodzinnych, a nawet kapral, czy instruktor dowodzący nimi, także był do nich podobny. Musiało to być i było naprawdę dwunastu braci, maszerujących pod dowództwem trzynastego.
Paganela nie dziwiło to bynajmniej; znał on statystykę argentyńską i wiedział, że w kraju tym przypada na każdą rodzinę przeszło po dziewięcioro dzieci; lecz bardziej go zajmowało to, że ci mali żołnierze musztrowali się na sposób francuski i wybornie wykonywali nabijanie karabinów na dwanaście poruszeń, a często nawet i komenda kaprala odbywała się w ojczystym języku uczonego geografa.
Lecz Glenarvan nie poto przyszedł do fortu Indépendance, aby się przypatrywać ćwiczeniom wojskowych niedorostków, lub zajmować się narodowością ich i pochodzeniem; nie zważając przeto na wykrzykniki Paganela, prosił go, aby się zajął raczej powzięciem od dowódcy garnizonu potrzebnych wiadomości. Jeden z żołnierzy argentyńskich pobiegł do małego domku, służącego za koszary, a w kilka minut potem sam komendant ukazał się we własnej osobie.
Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/131
Wygląd
Ta strona została przepisana.