Strona:Juljusz Verne-Dzieci kapitana Granta.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wybrzeżu. W każdym razie było to jeszcze lepsze, aniżeli owa wieczna niepewność i niepokój.
Myślą swą podzieliła się z bratem i tego samego dnia, wsiadłszy na pociąg, dojechali do Perth, a stamtąd przed wieczorem stanęli w Malcolm-Castle, gdzie po tylu przebytych cierpieniach w duszy jej zabłysnął słaby promyczek nadziei.
Wszystkie te szczegóły Marja z całą naiwnością i prostotą opowiadała lady Helenie, która do głębi serca wzruszona, cisnęła do swojej piersi niewinne główki dzieci kapitana Granta, oblewając je łzami serdecznego współczucia.
Robert, jakby po raz pierwszy słyszał całą tę historję, z niezmiernem zajęciem chwytał wyrazy opowiadania swej siostry.
Tymczasem zmrok zapadł; lady Helena, wiedząc, jak dzieci utrudzone są podróżą, prosiła je, aby udały się na spoczynek. Odprowadzone do przeznaczonego im pokoju, usnęły wkrótce, marząc o lepszej dla siebie przyszłości.
Po ich odejściu, lady Helena kazała poprosić do siebie majora i opowiedziała mu wszystko.
— Zuch dziewczyna z tej Marji Grant — rzekł Mac-Nabbs, wysłuchawszy opowiadania kuzynki.
— Daj Boże, aby mężowi mojemu powiodły się jego starania — powiedziała lady Helena — bo inaczej, położenie tych dwojga dzieci byłoby okropne.
— Zamiary mojego dostojnego kuzyna powiodą się — odrzekł Mac-Nabbs — powiodą się pewno, chybaby lordowie admiralicji mieli serca twardsze od kamienia portlandzkiego.
Pomimo takiego zapewnienia, lady Helena spędziła noc bardzo niespokojnie i nie mogła usnąć ani na chwilę.
Nazajutrz, ledwie świtać poczęło, Marja Grant i brat jej, Robert, przechadzali się już po wielkim dziedzińcu zamkowym, gdy nagle słyszeć się dał turkot nadjeżdżającego powozu. Lord Glenarvan wracał śpiesznie do Mancolm-Castle, a w parę minut potem lady Helena wybiegła na spotkanie męża; za nią zaś podążał major.
Lord Edward zdawał się smutny, zawiedziony, gniewny; żonę uścisnął w milczeniu.
— I cóż, drogi Edwardzie! — zawołała lady Helena.
— Ha! kochana Heleno — odrzekł lord Glenarvan — ci ludzie są bez serca.
— Odmówili...
— Tak jest, odmówili mi okrętu! Mówili wciąż o miljonach, straconych napróżno przy poszukiwaniach Franklina! Utrzymywali, że dokument, przeze mnie przedstawiony, jest niejasny, niewyraźny; powiedzieli, że ci nieszczęśliwi zaginęli już przeszło od dwu lat i że niepodobna przeszukiwać całej Patagonji dla wynalezienia trzech ludzi — trzech Szkotów! — że poszukiwanie to będzie nadaremne i nie-