Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/521

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, panie, i właśnie w tym przedmiocie miałem się z panem rozmówić. Od siedmiu już miesięcy zostajemy na pańskim statku, i dziś w imieniu mych towarzyszy i własnem, zapytuję pana czy zamierzasz nazawsze nas tu zatrzymać?
— Panie Arronax — rzekł kapitan Nemo — odpowiem dziś panu to, com ci odpowiedział przed siedmiu miesięcami. Kto raz wstąpi na Nautilusa, ten już nie może go opuścić.
— Ależ pan nam okrutna narzucasz niewolę.
— Nazywaj pan to, jak się panu podoba.
— Lecz niewolnik zachowuje wszędzie prawo odzyskania wolności! Jakiekolwiek nastręczą mu się sposoby, może je zawsze poczytać za dobre.
— Alboż wam tego prawa — odpowiedział kapitan Nemo — kto zaprzecza? Czym pomyślał kiedy wiązać was przysięgą? I skrzyżowawszy ręce na piersiach, patrzył mi w oczy.
— Panie — rzekłem — powracać drugi raz do tego przedmiotu, nie byłoby przyjemnem ani dla pana, ani dla mnie. Skoro jednak już został zaczęty, niech mi go wolno będzie wyczerpać. Powtarzam panu, nie idzie tu tylko o moją osobę. Dla mnie nauka jest podporą, dzielną rozrywką, pociągiem, namiętnością, dla której mogę o wszystkiem zapomnieć. Jak pan, zdolny jestem żyć w ukryciu i nieznany, ze znikoma nadzieją pozostawienia kiedyś przyszłości rezultatu mej pracy, za pomocą wątpliwego przyrządu, powierzonego na los fali i wichrów. Słowem, mogę podziwiać pana i bez przykrości towarzyszyć mu w roli, którą poniekąd pojmuję — lubo pod wielu innemi względami, życie pańskie otoczone jest dla mnie chmurą zagadek i tajemnic,