Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

długie, purpurowe i karmazynowe fukusy, unoszone na drobnych pływających pęcherzykach, które wylew fali rzucał na wybrzeże — stanowiły całą ubogą florę tej krainy.
Brzeg posiany był mięczakami, małemi omułkami, czaszołkami, gładkiemi sercowatemi bukardami, a zwłaszcza skrzydłopławkami, o podłużnem i członkowatem ciele, i głowie złożonej z dwóch okrągławych klapek. Widziałem także krocie północnych skrzydłopławek, długich na trzy centymetry, których wiloeryb połyka całe światy na jeden kąsek. Prześliczne te skrzydłopławy, prawdziwe motyle morskie, ożywiały wolne przy brzegu wody.
Pomiędzy innemi zwierzokrzewami, pojawiło się na głębszem dnie kilka koralowych rozrośli, z rodzaju tych, które według James Rossa żyją w południowych morzach w głębokości dochodzącej tysiąca metrów; dalej małe korki morskie z gatunku porcelaria pelagica, jak również znaczna ilość właściwych owemu klimatowi gwiazd morskich, układających na gruncie swe konstellacye.
Ale szczególniej przepełnione życiem było powietrze. Tutaj latały i podlatywały tysiące rozmaitego gatunku ptaków, ogłuszając nas swoim wrzaskiem. Inne posiadały na skałach, przyglądając się nam bez obawy, i tłocząc się poufale za nami. Byłyto tłuściele, o tyle lekkie i zwinne w wodzie, gdzie pomięszano ich z rączemi bonitami, o ile są niezgrabne i ciężkie na ziemi. Wydając dziwaczne głosy, tworzyły liczne gromady, skąpe w ruchy, lecz szczodre w krzyki.
Pośród ptaków, zauważyłem chionisy, z familii czaplowatych, białe, wielkości gołębia, z krótkim stoż-