Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nautilus musiał się więc zatrzymać w swym biegu awanturniczym po błoniach lodowych.
— No! jeżeli teraz jeszcze kapitan Nemo pójdzie dalej — mówił Ned-Land, będzie majster.
— A to dla czego?
— Bo nikt nie zdoła przebyć ławicy lodowej. Ten pański kapitan może bardzo wiele, ale do tysiąca dyabłów, przecież nie będzie mocniejszy niż natura! A gdzie ona powie: stój! tam już trzeba stanąć, choćby się nie chciało.
— To prawda. A jednak, jakżebym chciał wiedzieć co jest za tą ławicą! Ten mur lodowy gniewa mnie niezmiernie.
— Słusznie pan mówią — rzekł Conseil — mury zostały wynalezione dla drażnienia uczonych. Nigdzie nie powinno być murów.
— Mniejsza o nie, boć, przecie wiadomo co jest za tą ławicą — wtrącił Kanadyjczyk.
— A co jest? — zapytałem.
— Lód i ciągle lód — nic więcej.
— Jesteś tego pewien dla siebie, mości Nedzie; ja nie jestem tego pewny, i dla tego chciałbym się tam dostać.
— Niech się panu odechce, panie profesorze — rzekł Kanadyjczyk. — Już i tego niech panu będzie dosyć, żeś pan dotarł do ławicy; dalej pan nie pojedziesz, ani pański kapitan Nemo, ani jego Nautilus. I będzie musiał, chce czy nie chce, wrócić ku północy, to jest w stronę gdzie są porządni ludzie.
Niema co mówić. Ned-Land miał słuszność. Dopóki okręty nie będą tak urządzone, żeby mogły pły-