Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Miałem słuszność mówiąc, że nie licząc człowieka, wieloryby mają dosyć naturalnych nieprzyjaciół; te oto będą miały niezadługo do czynienia z groźnemi przeciwnikami. Widzisz pan, panie Aronnax, tam pod wiatr o ośm mil może od nas, te czarne, poruszające się punkta?
— Widzę kapitanie.
— Są, to podwale, straszne zwierzęta! Spotykałem niekiedy ich gromady po dwieście lub trzysta sztuk liczące. O! te należy wytępiać, bo to są okrutne i złośliwe stworzenia.
Na te słowa Kanadyjczyk obrócił się nagle.
— A więc panie kapitanie — rzekłem — pozwól mu spróbować dla dobra samych wielorybów.
— Na co się narażać panie profesorze? Nautilus sam im poradzi. Ma on ostrogę stalową, która tyle znaczy przynajmniej, co oszczep Ned-Landa, zdaje mi się. Ned-Land nie żenował się; wzruszył ramionami, co miało znaczyć: „kto kiedy słyszał, żeby ostrogą statku uderzać na takie stworzenia, kiedy można oszczepem?”
— Czekajże panie Aronnax — rzekł kapitan: — zobaczysz pan polowanie, jakiego nie widziałeś jeszcze. Będę bez litości dla tych okrutnych istot, bo to tylko paszczęka i zęby!
„Paszczęka i zęby!” nie można było lepiej określić podwala mięsożernego, dochodzącego niekiedy dwadzieścia pięć metrów długości. Ogromna głowa tego potwora morskiego, zajmuje około trzeciej części całego ciała. Lepiej jest on uzbrojony niż wieloryb, mający tylko szczękę górną zaopatrzoną fiszbinem,