Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bo wówczas ruszały ogonem na poprzek, w prawo i w lewo. Gdy jednak Stwórca z obaczył że za prędko pływają, spłaszczył im ogon wręcz przeciwnie temu, jak miały go spłaszczony dawniej, i teraz poruszają nim i biją wodę z góry na dół, ze szkodą swej szybkości.
— A to doskonale! — rzekłem — a przybierając dawniejszy ton Kanadyjczyka — dodałem: —— Mamże temu wierzyć?
— Nie koniecznie — odpowiedział Ned — nie więcej jak i w to gdybym powiedział, że bywają wieloryby długie na 300 stóp, a ważące 100.OOO funtów.
— Byłoby to bardzo wiele — odparłem. — A jednak muszą być niektóre ogromne, skoro jak utrzymują niektórzy, można mieć z jednego wieloryba sto dwadzieścia beczek tranu.
— Tyle to już i ja widziałem — rzekł Ned-Land.
— Wierzę temu, jak i temu że niektóry wieloryb równa się ogromnym stu słoniom. Pomyślcie tylko co za potęga, taka machina rzucona z całą szybkością!
— A czy to prawda — zapytał Conseil — że wieloryb może zatopić okręt?
— Okręt, nie zdaje mi się, choć opowiadają że w 1820 r. właśnie na tych samych morzach południowych na których jesteśmy, wieloryb rzucił się na okręt Essex i odepchnął go z taką gwałtownością, że statek ten odskoczył z szybkością czterech metrów na sekundę. Woda dostała się do niego od tyłu, i okręt zatonął prawie zaraz.
Ned spojrzał na mnie filuternie:
— Jam także poznał, co to jest uderzenie ogona wielorybiego — rzekł — rozumie się, że w moją łódź tylko.