Przejdź do zawartości

Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potworach, ale powiedzieć to można. Otóż powiadają że znaleziono w jednem z takich zwierząt łeb bawola i calutkie cielę; w drugiem całą, rybę zwami tuńczykiem i majtka w kompletnem ubraniu; w innem znów żołnierza z pałaszem, a jeszcze w innem konia, z jeźdźcem. Wszystko to, co prawda, nie należy do artykułów wiary; to pewne, że Nautilus nie mógł schwytać żadnego z tych zwierząt — nie mogłem się zatem przekonać o ich żarłoczności.
Całemi dniami towarzyszyły nam wdzięcznie igrające gromady delfinów. Trzymały się one po pięć lub sześć razem, robiąc zarazem obławę jak wilki na polu. Bo też one są równie żarłoczne jak psy morskie, jeśliby wierzyć jednemu profesorowi z Kopenhagi, który utrzymywał, że wydobył z jednego tylko delfina trzynaście sztuk delfinów mniejszego gatunku, i piętnaście fok czyli cieląt morskich. Bo teżto był największy z tego rodzaju, dłuższy niekiedy niż dwanaście łokci. Rodzina delfinów liczy dziesięć gatunków; te któreśmy tu spotykali odznaczały się pyskiem niezmiernie wązkim, a cztery razy tak długim jak czaszka. Długie na trzy metry, ciało miały czarne z wierzchu, a od spodu biało-różowe z małemi rzadkiemi plamkami.
Wspomnę także spotykane na tych wodach ciekawe okazy kolczato-płetwych, należące do gatunku pił. Niektórzy autorowie, poeci raczej niż naturaliści, utrzymują że te ryby wydają głos bardzo melodyjny, i że gdy śpiewają razem, koncert ich czarowniejszy jest niż najpiękniejszy chór głosów ludzkich. Nie powiem że tak nie jest, ale to powiem, że żałuję bardzo iż te stworzenia nie zaszczyciły nas taka serenada podczas naszej żeglugi.