Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przykrości, ale serce moje biło gwałtownie gdym pomyślał, że nasz projekt będzie wykryty przed opuszczeniem Nautilusa i że przyprowadzą mnie przed kapitana Nemo, rozjątrzonego, lub co gorsza, zasmuconego mojem zbiegostwem. Chciałem po raz ostatni wrócić do salonu. Zawróciłem kroki na korytarz podłużny i wszedłem do owego muzeum, gdzie przepędziłem tyle godzin miłych i użytecznych. I patrzyłem na wszystkie te bogactwa, na wszystkie te skarby, jak człowiek w przededniu pójścia na wieczne wygnanie, z którego nie ma powrócić. Te cuda przyrody, te arcydzieła sztuki pośród których od tylu dni skupiało się całe moje życie — wkrótce miałem opuścić na zawsze. Radbym był przez szyby salonu zanurzyć spojrzenie w wodach Atlantyku; ale ściany były szczelnie zamknięte; płaszcz z blachy żelaznej oddzielał mnie od tego oceanu, którego jeszcze nie znałem. Przebiegając salon, zbliżyłem się do drzwi w poprzecznej ściance, którędy się wchodziło do pokoju kapitana. Ku wielkiemu mojemu zdziwieniu, drzwi te były nawpół otwarte. Mimowolnie cofnąłem się. Jeśli kapitan był w swoim pokoju, mógł mnie zobaczyć. Nie słysząc jednak żadnego szelestu, zbliżyłem się i zajrzałem. Pokój był pusty. Popchnąłem drzwi i wszedłem wewnątrz. Ten sam, jak zawsze widok surowy, pustelniczy. W tej chwili kilka aqua-fortów zawieszonych na ścianie, których nie spostrzegłem podczas pierwszych odwiedzin, uderzyły mnie w oczy. Były to portrety wielkich mężów historycznych, których życie było nieustannem poświęcaniem się dla wielkich idei ludzkości,