Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A teraz, jakże mam skreślić wrażenia pozostałe mi z tej podwodnej przechadzki! Wyrazy są bezsilne na opowiedzenie tylu cudownych zjawisk. Skoro pędzel nawet nie zdolny, jest oddać w zupełności właściwych płynnemu żywiołowi uroków, jakżeby pióro mogło temu podołać?
Kapitan Nemo szedł naprzód, a towarzysz jego postępował o kilka kroków za nami. Conseil i ja trzymaliśmy się obok siebie, jak gdyby wymiana słów przez nasze metalowe skorupy była możliwą. Nie czułem już ciężaru mej odzieży, obuwia, rezerwoaru z powietrzem, ani nawet tej grubej bani, w której głowa moja kołatała się jak migdał w łupinie. Wszystkie te przedmioty zanurzone w wodzie, traciły część swej wagi równą wadze wypychanego przez nie płynu — i było mi bardzo wygodnie z tem prawem fizycznem, odkrytem przez Archimedesa. Przestałem być ociężałą massą, i posiadałem swobodę ruchów, względnie nawet dość znaczną.
Jasność oświecająca grunt na trzydzieści stóp pod powierzchnią oceanu, zadziwiła mię swoją mocą. Promienie słoneczne z łatwością przenikały wskroś wodną massę, rozpraszając jej zabarwienie. Rozróżniałem wyraźnie przedmioty w odległości stu metrów. Dalej nieco tło ich nieznacznie i stopniowo zaciemniało się ultramarynową barwą, błękitniało w oddali, i zacierało w mglistej pomroce. Naprawdę, ta woda co mnie otaczała, byłto rodzaj powietrza, gęstszego od naszej atmosfery ziemskiej, lecz niemal równie przezroczystego. Nad sobą widziałem spokojną powierzchnię morza.
Szliśmy po drobniutkim, gładkim piasku, nie pomarszczonym jak piasek wybrzeży, noszący ślady ko-