Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nieinaczej.
— Moi przyjaciele — rzekłem — na tak postawione twierdzenie niema co odpowiedzieć. Ale żadne słowo nie wiąże nas względem dowódzcy tego statku.
— Żadne, panie — odpowiedział nieznajomy.
I dodał głosem łagodniejszym.
— Teraz pozwólcie mi skończyć co miałem powiedzieć. Znam pana, panie Aronnax. Jeśli nie pańscy towarzysze, to pan nie masz co tak bardzo się uskarżać na wypadek wiążący cię z moim losem. Między ulubionemi mi książkami, do których się w moich studyach uciekam, znajdziesz pan i swoje dzieło „O wielkich głębiach morskich.” Czytałem je często. Posunąłeś się pan w niem tak daleko, jak ci na to pozwalała nauka ziemska. Lecz nie wiesz pan wszystkiego, nie wszystko widziałeś. Pozwól sobie powiedzieć panie profesorze, że nie pożałujesz czasu spędzonego u mnie. Odbędziesz pan podróż po krainie cudów. Będziesz pan prawdopodobnie w ciągłem zdziwieniu i osłupieniu, nie tak łatwo się nasycisz widokiem, jaki ci się ciągle nastręczać będzie. W tej nowej podróży podmorskiej, którą odbędę, a która być może ostatnią już będzie, ujrzę nanowo wszystko com badał w głębi tych mórz, tyle razy przezemnie przebieganych, a pan będziesz moim w studyach towarzyszem. Od dnia dzisiejszego wchodzisz pan w nowy całkiem żywioł, zobaczysz pan to, czego nie widział żaden jeszcze człowiek; bo ja z moimi nie liczymy się wcale, a nasza planeta, dzięki moim staraniom, ostatnie panu swoje wykryje tajemnice.
Nie mogę zaprzeczyć, że wyrazy te bardzo dobry na mnie wywarły skutek; dotknięto mej słabej strony,