Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trzeba więc do rzędu bajek zaliczyć wszystkie świetne czyny krakenów i innych potworów tego rodzaju.
— A więc, panie naturalisto — rzekł Ned-Land tonem sarkastycznym — obstajesz pan przy swojem, i przypuszczasz istnienie jakiegoś ogromnego wieloryba?
— Tak jest, Ned, powtarzam ci to z przekonaniem opartem na logice faktów. Wierzę w istnienie zwierzęcia ssącego, potężnie zbudowanego, z rodzaju grzbietnych jak wieloryby, potfisze lub delfiny, uzbrojonego zębem czy rogiem, którego siła niszcząca jest straszna.
— Hm! — pomruknął wielorybnik, potrząsając głową jak człowiek niedający się przekonać.
— Zgodzisz się na to mój zacny Kanadyjczyku — mówiłem dalej, że jeśli takie zwierzę istnieje, jeśli zamieszkuje głębie oceanu, jeśli przebywa w płynnych warstwach o kilka, mil pod powierzchnią wód, to zapewne musi posiadać organizm silny, z niczem porównać się nie dający.
— A na cóż mu ten organizm? — zapytał Ned.
— Bo trzeba siły niezmiernej, aby się utrzymać w warstwach tak głębokich, i oprzeć się ich ciśnieniu.
— Doprawdy? — rzekł Ned, patrząc na mnie przymrużenem okiem.
— Tak jest, i bez trudności cyframi ci to dowiodę.
— Cyframi! — zawołał Ned. — Wiem że papier jest cierpliwy, i cyfry na nim ustawiać można jak się komu spodoba.
— W interesach mój drogi — ale nie w matematyce. Posłuchaj. Przypuśćmy że ciśnienie jednej atmosfery, wyrażać się będzie przez ciśnienie kolumny