Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Połączenie Nelly z synem tego, który jak powiada, wykradł mu ostatnie pokłady węgla z Aberfoyle, musiało go naturalnie mocno zirytować, — rzekł Szymon Ford.
— Trzeba jednak będzie, żeby się z tą myślą pogodził, — zawołał Henryk. Chociaż jest przeciwny wszelkim oznakom życia społecznego, to jednak przekonać go łatwo możemy, że obecne życie Nelly więcej warte od dawniejszego, spędzonego w podziemiach kopalni! Jestem pewien, panie Starr, że gdybyśmy go tylko w nasze ręce dostali, potrafilibyśmy go nawrócić!...
— Niepodobna nawracać szalonych, mój kochany Henryku! — odrzekł inżynier. — Lepiej naturalnie znać swego nieprzyjaciela, niż działać po omacku, ale dzisiaj pomimo to, że wiemy, kto on jest, nie wygraliśmy jeszcze sprawy. Miejmy się więc na baczności, przyjaciele moi, i zacznijmy od wybadania Nelly, Henryku, trzeba tego koniecznie. Ona sama zrozumie, że jej milczenie na nicby się już nie zdało. W interesie nawet jej dziada, trzeba, żeby mówiła. Powinniśmy wiedzieć wszystko, chcąc siebie i jego uchronić od zguby.
Nie wątpię, panie Starr, — rzekł Henryk, — że Nella z własnej woli teraz odpowie na wasze pytania. Wiecie wszyscy, że uważała za powinność