Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śpiew w tonie majorowym i można go było napisać jak następuje w tym języku cyfrowym, który daje nam nie dźwięki, ale przestanki międzydźwiękowe.


Najwięcej był zadowolonym wtedy Jakób Ryan. Znał ten śpiew jezior szkockich. To też podczas gdy góral przygrywał na dudzie, Jakób swym pięknym głosem zaśpiewał hymn poświęcony legendom poetyckim starej Kaledonji.
Była godzina trzecia po południu. Brzegi zachodnie jeziora Katrine, mniej urozmaicone, oddzielały się podwójnym rzędem Ben Anu i Ben Venue. O pół mili ztamtąd rysowała się wąska przystań, kędy Rob Roy miał wysadzić swoich pasażerów, udających się do Stirling przez Callander.
Nella zdawała się być wyczerpaną tem ciągłem natężeniem uwagi. Jedno tylko słowo powtarzała: Mój Boże! mój Boże! ża każdym razem, gdy nowy przedmiot zachwytu przedstawiał się jej oczom. Potrzeba jej było kilku godzin spoczynku chociażby na ustalenie w pamięci tych cudów.