Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyż nie było korzystne dla całej ludności, która przez pracę znalazła dobrobyt, dla ciebie zresztą Nello, która przywrócona do życia, znalazłaś serca kochające!
— Dla mnie! — odparła żywo Nella.... Tak! bądź co bądź! Dla drugich.... kto wie?
— Co chcesz przez to powiedzieć?
— Nic, nic! Ale niebezpieczną było rzeczą wchodzić wtenczas do nowej kopalni! O tak, Henryku! bardzo było niebezpiecznie! Pewnego dnia jacyś nieopatrzni ludzie weszli do tych podziemi, zaszli daleko, daleko, i..., zabłądzili....
— Zabłądzili? — powtórzył Henryk, patrząc na Nellę.
— Tak, zabłądzili — mówiła Nella drżącym głosem. — Lampka ich zagasła! Nie mogli odnaleźć drogi....
— I — zawołał Henryk — zostali uwięzieni przez całe osiem dni. Nello, o mało nie umarli. I gdyby nie istota litościwa, którą im Bóg przysłał, jak anioła swego, która ich tajnie karmiła chlebem i wodą, gdyby nie tajemniczy przewodnik, który przyprowadził wybawicieli, nie byliby nigdy wyszli z tego grobu.
— Zkąd ty wiesz o tem? — zapytało dziewczę.
— Nello, tymi ludźmi nieszczęśliwie uwięzionymi był James Starr.... byli moi rodzice... yłem ja nareszcie!