Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W kilka dni potem, James Starr prowadzony przez Henryka, przyszedł sam zbadać naocznie to położenie naturalne pokładu węglowego.
— Teraz mamy czem przekonać zabobonnych górników. Żegnajcie nam wszystkie chochliki, ogniki i damy ogniste!
— Nie wiem, panie Starr — rzekł na to Henryk — czy możemy sobie tego odkrycia powinszować. Ich zastępcy nie wiele warci, a mogą być gorsi od nich.
— Wistocie mój Henryku — odparł inżynier — ale cóż robić? Prawdopodobnie istoty ukrywające się w kopalni, komunikują się z powierznią ziemi przez tę galerję. One to niezawodnie przyciągnęły okręt „Motala” z pochodnią w ręku w tą noc burzliwą i jak dawniejsi piraci, rozkradliby jego szczątki, gdyby Jakób Ryan i jego towarzysze nie byli się tam znaleźli! Cokolwiekbądź jednak by było, teraz pojmuję wszystko. Oto jest otwór jaskini! Ci zaś, którzy ją zamieszkiwali, czyż znajdują się tu jeszcze?
— Niezawodnie, ponieważ Nella drży, gdy o tem mowa — odrzekł Henryk z przekonaniem. — A nie chce, czy nie śmie dotąd wspominać o tem.