Strona:Juljusz Verne-Czarne Indje.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przekonano się, że wszystko tak stało, jak pozostawiono wczoraj. Szpary pomiędzy warstwami żadnej nie uległy zmianie. Węglowodór przedostawał się na zewnątrz, chociaż w małej ilości, z tego zapewne powodu, że od wczoraj miał wolne przejście. Jednak, to wydostawanie się na zewnątrz tak było ograniczonem, że nie mogło żadną miarą spowodować silniejszego wybuchu. James Starr i jego towarzysze mogli przeto postępować z całem bezpieczeństwem.
— A zatem do dzieła! — powtórzył Szymon Ford.
Niebawem pod jego oskardem skała zaczęła się kruszyć i rozpadać w kawały.
Składały ją głównie warstwy mieszane, ułożone pomiędzy łupkiem a gliną, jak to się najczęściej zdarza przy styczności z żyłą węglową.
James Starr podnosił kawały, które odlatywały w około i przyglądał się im uważnie, spodziewając się znaleźć jakieś ślady węgla.
Pierwsza ta robota trwała blisko godzinę. Powstało dosyć spore wklęśnięcie w ścianie krańcowej.
James Starr wybrał wtedy miejsce, gdzie miały być wykute dziury do zasadzania min i pracę tę wykonał Henryk szybko dłutem i młot-