Strona:Juliusz Verne - Wyspa błądząca.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie okazać niezadowolenia na widok prześlicznego futra, przechodzącego w obce ręce. Francuz podniósł lisa, i gdy wszyscy myśleli, że włoży na plecy i zabierze do swego obozowiska, ujął zabite zwierzę, i zbliżywszy się do Pauliny Barnett, rzekł z uprzejmością:
— Damy lubią piękne futra. Proszę mi więc pozwolić ofiarować tego lisa na pamiątkę naszego poznania.
Paulina Barnett wahała się z przyjęciem, ale Kanadyjczyk ofiarował to z taką grzecznością i galanterją, że odmowa byłaby dlań wielką przykrością. Przyjęła więc z podziękowaniem.
Wtedy cudzoziemiec złożył ukłon przed Pauliną Barnett, pożegnał Anglików i znikł wraz ze swymi towarzyszami.
Porucznik dał znak do powrotu i przez całą drogę był mocno zadumany.
Inna Kompanja odkryła ich siedzibę, a to spotkanie z kanadyjskim podróżnikiem dawało mu dużo do myślenia i przewidywał różne przeszkody w zdobywaniu futer dla swego stowarzyszenia.
Dopiero po przybyciu do portu „Nadziei” — uspokoił się trochę i poweselał.


Rozdział X.

Było już 21 września. Dzień i noc stały się jednakowej długości, potem, gdy zbliżała się zima, noce były niezwykle drugie. 29 września stan atmosfery uległ ogromnej zmianie.
Termometr spadł do 41 stopnia Fahrenheita, niebo