Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 02.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem Zerma skoczyła w kąt pokoju, położywszy dziewczynkę na posłaniu. Odzyskawszy zimną krew, zbliżyła się do drzwi, żeby słyszeć, co teraz mówić będą. Za chwilę los jej będzie pewnie rozstrzygnięty. Ale Texarowie i Squambo wyszli z wigwamu; słowa ich nie dolatywały już uszu Zermy.
Oto, co mówili pomiędzy sobą:
— Trzeba zabić Zermę!
— Trzeba! Jeśli potrafi uciec, albo jeśli federaliści zdołają nam ją odebrać, zawsze będziemy zgubieni! Niech więc umiera!
— Natychmiast! — odpowiedział Squambo.
I zmierzał ku wigwamowi z kordelasem w ręku. Zatrzymał go jeden z Texarów.
— Zaczekajmy — rzekł — zawsze będzie czas zgładzić ze świata Zermę, której opieka nad dzieckiem jest potrzebna, dopóki jej inną nie zastąpimy. Wpierw wypada nam zdać sobie sprawę z położenia. Oddział północnych krąży obecnie po lesie cyprysowym, z rozkazu Dupont’a. A więc, zwiedzimy przedewszystkiem okolice wyspy i jeziora. Nie wiadomo, czy ten oddział, dążący ku Południowi, skieruje się w tę stronę. Jeśli przyjdzie, będziemy mieli czas uciec. Jeśli nie przyjdzie, pozostaniemy tu i pozwolimy mu zapuścić się w głąb Florydy. Tam będzie on na naszej łasce; zdążymy bowiem zgromadzić większą część milicyj, rozpierzchłych po terytorjum. Zamiast uciekać przed nim, będziemy go ścigali, ma-