Strona:Juliusz Verne - Walka Północy z Południem 01.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Z której strony przypłynął?
— Z lewego brzegu.
— Kogo przywiózł?
— Człowieka, przysłanego do pana od urzędu z Jacksonville.
— Czegóż on chce?
— Powiada, że ma coś do zakomunikowania. Czy mu pan pozwoli wylądować?
— Naturalnie.
Pani Burbankowa podążyła do męża, Miss Alicya skoczyła do jednego z okien halli, panowie Stannard i Edward Carrol zmierzyli ku drzwiom, a Zerma, wziąwszy małą Dy za rączkę, podniosła się z krzesła. Wszyscy mieli przeczucie, że nastąpi jakaś ważna komplikacya.
Po upływie 10-iu minut, dozorca powrócił wraz z przybyszem, noszącym na sobie mundur milicyi hrabstwa. Wprowadzony do halli, zapytał ten ostatni o pana Burbanka.
— Ja nim jestem. Co pana tu sprowadza?
— Mam panu oddać ten pakiet, — rzekł, podając dużą kopertę z pieczęcią Court-Justice, wyciśniętą na jednym z rogów.
James Burbank, złamawszy pieczątkę, przeczytał, co następuje:
— „Z rozkazu władz, świeżo ustanowionych w Jacksonville, każdy niewolnik, wyzwolony wbrew woli Południowców, będzie niezwłocznie wygnany z terytoryum“.