Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 93 —

Ale pomimo najpilniejszego rozpatrywania się, Cort nic nie dostrzegł.
— Zostawałem zapewne pod wpływem złudzenia — powiedział sobie w duchu. — Może być, że się zdrzemnąłem na chwilę i we śnie zdawało mi się, że słyszę ten wyraz.
Doszedszy do tego przekonania, nie wspominał nawet o tym swym towarzyszom.
— Kochany Maksie — rzekł głośno — czy też przeprosiłeś Kamisa za to, żeś wątpił o istnieniu rzeki, o której Kamis twierdził napewno, że istnieje?
— Przyznaję, że byłem w błędzie, mój Janie, i cieszę się z tego, gdyż rzeka, którą napotkaliśmy, doprowadzi nas z pewnością bez trudu do Ubangi.
— Nie powiem, żeby bez trudu — rzekł Kamis — możemy napotkać wodospady i wiry.
— Dlaczegóż mamy sobie wszystko w gorszym przedstawiać świetle — odpowiedział Maks. — Szukaliśmy rzeki i znaleźliśmy ją. Chcieliśmy zbudować prom, zabierajmy się więc do roboty.
— Naturalnie, że nie trzeba tracić czasu — rzekł Kamis — ja zaraz biorę się do roboty. Czy pan mi pomoże, panie Janie?
— Ma się rozumieć, Kamisie, a ty, Maksie, zajmij się przygotowaniem żywności...
— Tak, to bardzo ważna kwestja — odpowiedział Maks — nie mamy bowiem już nic do jedzenia. Ten żarłok Lango zjadł wszystko wczoraj wieczorem.