Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —

w murzynów?... Teraz jest dopiero marzec, a co to będzie w lipcu lub sierpniu, gdy promienie słońca będą parzyć skórę, jak ogień!...
— W każdym razie, Maksie, trudnoby nam się było przedzierzgnąć w Pahuinów lub Zanzibarczyków, mamy na to nazbyt delikatną skórę. Przyznaję, że odbyliśmy piękną i zajmującą wyprawę, która nam się powiodła znakomicie... ale pragnę powrócić już do Libreville i zażyć w naszych faktorjach spokoju i wypoczynku, który się słusznie należy takim, jak my podróżnikom. Toć trzy miesiące spędziliśmy w podróży...
— Pod tym względem zgadzam się z tobą — odpowiedział Maks Huber — nasza awanturnicza wyprawa była dość zajmująca. Jednak muszę przyznać, nie zadowoliła mnie w zupełności.
— Jakto, Maksie, nie rozumiem cię Przebyłeś wiele setek mil przez kraj zupełnie ci nieznany, narażony byłeś na rozmaite niebezpieczeństwa ze strony dzikich krajowców, którzy nieraz witali nas zatrutemi strzałami, odbywałeś polowania, które numidyjski lew i libijska pantera raczyły zaszczycić swoją obecnością, składałeś, jak w starożytności, ofiary ze stu słoni na korzyść naszego wodza Urdaksa, zebrałeś tyle kłów słoniowych, że możnaby niemi pokryć klawisze wszystkich fortepianów na świecie, i jeszcze jesteś niezadowolony?...
— Jestem zadowolony i niezadowolony zarazem, mój Janie. Korzyści, które wyliczyłeś, bywają wogóle udziałem wszystkich badaczów, czy-