Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 63 —

nym. Odwołujemy się więc do tego przywiązania i wierności, i wiemy, że one nas nie zawiodą.
— Panie Janie, panie Maksie, możecie liczyć na mnie — odpowiedział z prostotą Kamis.
I uścisnął wyciągnięte dłonie przyjaciół i małego Lango.
— Jakie jest twoje zdanie? — zapytał Jan Cort. — Czy mamy się stosować do projektu Urdaksa, czy też go zaniechać? Radził on, abyśmy obeszli las ze strony zachodniej.
— Nie, musimy się zapuścić na wskroś przez las — odpowiedział bez wahania Kamis. — W lesie nie będziemy narażeni na przykre spotkania. Być może, w puszczy zajdą nam drogę dzikie zwierzęta, ale nie napotkamy krajowców, gdyż ani Pahuini, ani Denkasowie, ani Fudowie, ani Bugosi, ani żadne z plemion Ubangi, nie zapuszczą się do wnętrza tej puszczy. Karawana z wozami i zwierzętami zaprzęgowemi nie przedostałaby się przez ten las, ale ludzie wędrujący pieszo mogą się przezeń przeprawić. Powinniśmy więc kierować się w stronę południowo-zachodnią. Opierając się na sprawozdaniach podróżnych, należy mniemać, że właśnie wielki las dosięga najdalszego swego krańca przy dopływach Ubangi. Należy się przeto kierować przez równiny, równoległe do linii równika. Tu już można napotkać karawany i nie lękać się głodu i trudów dalszej podróży.
Rada Kamisa była bardzo rozsądna. Zresztą droga, którą wskazywał, skracała przestrzeń wio-