Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 55 —

najmniejszym pozorem niebezpieczeństwa. Czuwał tak aż do świtu.
Co się tyczy Maksa i Jana, to zwrócić musimy uwagę na różnicę ich charakteru. Jan, rodem z Bostonu, był poważny i praktyczny, jak zwykle Amerykanie; nauka gieografji i antropologji zajmowała go niezmiernie. Był przytym odważny i nie wahałby się ponieść dla przyjaźni największej ofiary.
Maks pozostał zawsze Paryżaninem, chociaż los przerzucił go w puszcze Afryki. Pod względem przymiotów głowy i serca, nie ustępował w niczym Janowi Cort, lecz nie miał w charakterze swoim tej praktyczności, tak potrzebnej w życiu. Umysł jego uganiał się za nadzwyczajnością i kto wie, czy Maks, idąc za popędem rozbujałej swej wyobraźni, nie popełniłby nieraz szaleństwa, gdyby go nie powstrzymywał rozsądny wpływ jego towarzysza.
Od wyjazdu z Libreville Jan nieraz musiał ostudzać zapał i śmiałość Maksa.
Libreville jest stolicą francuskiej prowincji Kongo i Gabon. Miasto, założone w r. 1859, na prawym brzegu rzeki Gabon, ma przeszło półtora tysiąca mieszkańców. Tu przebywa gubernator, tu znajdują się: szpital, stowarzyszenie misjonarzy, składy węgla i magazyny. Są to wszystko budowle sklecone naprędce i nietrwałe.
O trzy kilometry od Libreville znajduje się wioska, a raczej osada Glass, gdzie rozwijają się faktorje niemieckie, angielskie i amerykańskie.