Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 54 —

Ja z trudnością mogę się oprzeć potędze snu... Oczy zamykają mi się mimowoli...
— Złą wybierasz porę do spoczynku, mój kochany Maksie — rzekł Cort.
— Bardzo złą, wiem o tem, mój Janie, ale sen nie chce słuchać, tylko rozkazuje... Dobranoc, do jutra!
W kilka chwil później Maks Huber, położywszy się pod drzewem, zasnął snem głębokim.
— Połóż się obok niego Lango — radził Jan Cort. — Ja i Kamis będziemy czuwali do rana.
— Ja sam czuwać będę, panie Janie — odparł Kamis. — Jestem do tego przyzwyczajony, połóż się pan także.
Kamisowi można było ufać, on z pewnością nie zaśnie ani na chwilę Lango położył się obok Maksa. Jan nie chciał się poddać znużeniu i przez kwadrans jeszcze rozmawiał z Kamisem. Mówili o nieszczęśliwym Urdaksie, którego wszyscy bardzo lubili.
— Nieszczęśliwy stracił przytomność — powtarzał Kamis — ludzie go opuścili i okradli... to go bardzo żywo obeszło.
— Biedny człowiek! — szepnął Cort.
Były to ostatnie wyrazy, które wymówił, znużony pochylił się na trawę i zasnął.
Kamis pozostał sam na czatach. Nasłuchiwał pilnie, łowiąc uchem najlżejszy szelest, w ręku trzymał nabity karabin, wzrokiem usiłując przebić ciemności i gotów będąc zbudzić towarzyszy za