Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 29 —

— Ja pójdę na rekonensans — rzekł Maks Huber — zaufajcie mi...
— Ja będę panu towarzyszył — dodał przewodnik — jeżeli pan Urdaks się zgodzi...
— Z pewnością, że tak będzie lepiej — rzekł Portugalczyk.
— Ja mogę także przyłączyć się do was — zdecydował się Cort.
— Nie, zostań, kochany przyjacielu — odpowiedział Maks Huber. — Dosyć będzie, gdy pójdziemy we dwuch, ja i Kamis. Zresztą nie zapuścimy się dalej, niż wymagać tego będzie konieczność. Jeżeli napotkamy oddział krajowców, dążących w tę stronę, powrócimy jak najśpieszniej.
— Ale opatrzcie dobrze broń waszą — upominał Jan Cort.
— Jużeśmy tego dopełnili — odpowiedział Kamis — mam jednak nadzieję, że broń nie będzie nam potrzebna podczas tej wycieczki. Najważniejszą rzeczą jest to, aby nas nie dostrzeżono...
— Ma się rozumieć — dodał Portugalczyk.
Maks Huber i Kamis ruszyli w drogę i w kilka chwil później znajdowali się już po drugiej stronie wzgórza, osłoniętego palmami. Rozciągająca się przed niemi płaszczyzna nie wydawała się im tak ciemną, jak przestrzeń zajęta na obozowisko pod drzewami. Jednakże człowieka nie możnaby dostrzec dalej, jak w odległości stu kroków.
Zaledwie uszli z pięćdziesiąt kroków, gdy