Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 188 —

w tym wielkim lesie mogły być inne, podobnie pobudowane wioski, a mieszkańcy ich mogli ze sobą wojować. Przypuszczenie, że Wagddisowie spotykali się z krajowcami z Ubangi, z Bagirmi, z Sudanu, lub z Kongo było nieuzasadnione.
— Jeżeli Wagddisowie walczą i zabijają się wzajemnie, to jest najlepszym dowodem, że są ludźmi — powiedział Jan.
Wojownicy z plemienia Wagddisów nie spędzali bezczynnie czasu, robili wycieczki do lasu, skąd powracali poranieni, dźwigając broń i naczynia, podobne do tych, jakich używali sami.
Kamis usiłował kilka razy wydostać się z wioski, ale napróżno; wojownicy, którzy strzegli schodów, oparli się temu stanowczo, a nawet raz obeszli się z nim dość szorstko, i niewiadomo, na czymby się to skończyło, gdyby nie Li-Mai, który znajdował się w pobliżu i podążył mu z pomocą.
Li-Mai porozumiewał się długo z tęgim mężczyzną nazwiskiem Raggi, którego tunika ze skór, broń za pasem i pióra na głowie kazały się domyślać dowódcy robotników. Dzika jego twarz, stanowcze ruchy i głos donośny zupełnie odpowiadały temu stanowisku.
Wskutek tego postępku Kamisa, dwaj przyjaciele mniemali, że zostaną zawezwani przed oblicze wodza Mselo-Tala-Tala, że zobaczą wreszcie tego króla, ukrywanego przez poddanych z taką staranną troskliwością. Lecz nadzieja zawiodła ich, widocznie Raggi posiadał pełną wła-