Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 187 —

Pewnego dnia Maks zapytał Jana, czy poznał już zalety i wady Wagddisów.
— Trochę — odparł Jan. — Posiadają oni pewne poczucie moralności i uczciwości i odróżniają złe od dobrego; przytym mają pojęcie o porządku i o prawach własności, gdyż widziałem, jak porządnie obili jednego Wagddisa, który z cudzej chaty skradł trochę owoców. Życie rodzinne także jest u nich rozwinięte, rodzice i dzieci okazują sobie wiele przywiązania, muszą więc posiadać duszę.
— Więc stanowczo zaliczasz ich do rodzaju ludzkiego?
— Uczyniłbym to oddawna — odpowiedział Jan, gdyby mnie nie powstrzymywała pewna okoliczność, a mianowicie, że Wagddisowie nie mają żadnego pojęcia o religji, które napotyka się u plemion najbardziej dzikich. Oni nie oddają czci ani kapłanom, ani bałwanom.
— A może tym bóstwem jest Mselo-Tala-Tala, którego nawet koniuszczka nosa nie dano nam zobaczyć?
— Chciałbym jednak wiedzieć — dodał Cort, — czy oni czczą zmarłych i czy palą lub zakopują zwłoki?
Choć podróżni nasi nie widzieli pośród Wagddisów ani kapłanów, ani czarowników, ale spotykali znaczną liczbę wojowników, uzbrojonych w łuki, topory i dzidy. Czy zadaniem tych wojowników było tylko pilnować króla, lub bronić plemię od napaści innych plemion? Bo przecież