Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 164 —

Zjedli resztę pieczonego mięsa, potym upiekli nad ogniem antylopę, która powinna wystarczyć na dzień następny.
W tej chwili tajemnicze światło dało znak do pochodu.
Po południu podróżni nasi spostrzegli, że las staje się mniej gęstym, a światło dzienne przedzierać się zaczyna przez wierzchołki drzew.
Tego wieczoru, gdy zjedli resztę mięsa z antylopy i napili się wody, usnęli bardzo mocno.
Maks Huber zapewnie we śnie słyszał zdaleka muzykę: ktoś grał walca z „Wolnego Strzelca Webera,“ ale to było z pewnością złudzenie.



XIII.
Wioska napowietrzna.

Nazajutrz po przebudzeniu się, Jan Cort, Maks i Kamis byli niezmiernie zdziwieni, gdyż otaczała ich najgłębsza ciemność. Czy w tej chwili był dzień, czy noc, nie umieliby na to odpowiedzieć. Światło, które im wskazywało drogę przez sześćdziesiąt godzin, nie ukazało się dziś wcale. Musieli więc czekać na zjawienie się pochodni, gdyż bez tego nie mogliby się puścić w drogę.
Jan Cort zrobił uwagę, która posłużyła do różnych wniosków:
— Dziś nikt nam nie rozpalił ognia i nikt nie przyniósł pożywienia.