Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 111 —

Kończąc te słowa, Huber otworzył notatnik, którego kartki zniszczone były od wilgoci.
— Nie sądzę jednak, abyśmy się wiele mogli dowiedzieć z tej książeczki.
— Dlaczego, Maksie?
— Gdyż wszystkie kartki są niezapisane, z wyjątkiem pierwszej.
— No, a cóż jest na pierwszej?
— Jakieś urywane zdania i daty, które może posłużyłyby doktorowi Johansenowi do ułożenia dziennika.
I Maks Huber z trudem zaczął odczytywać zdania, nakreślone ołówkiem:
Dnia 29 lipca 1894 r. Przybyłem z eskortą do skraju lasu Ubangi.. Obóz na prawym brzegu rzeki... Budujemy prom...
Dnia 2 sierpnia. Prom skończony... Krajowców odesłałem do Nghila... Zatarłem ślady obozowiska i popłynąłem z moim służącym.
Dnia 9 sierpnia. Płynęliśmy z biegiem wody siedem dni, nie napotkawszy żadnych przeszkód... Zatrzymałem się na polance... W tej okolicy znajduje się mnóstwo małp... miejsce wydaje mi się odpowiednie...
Dnia 10 sierpnia. Wyładowaliśmy sprzęty na ląd. Chatę ustawimy pod pierwszemi drzewami, na skraju lasu, z lewej strony rzeki, na końcu polanki... Małp dużo.. szympanse... goryle...
Dnia 13 sierpnia. Zamieszkaliśmy już w chacie... okolica zupełnie pusta, niema śladu obecności ludzi, ani krajowców, ani białych... Ptactwa