Strona:Juliusz Verne - W puszczach Afryki.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 109 —

ności, konserwy i amunicję, wybrał się w podróż. Zabrał oprócz tego rozmaite sprzęty, pościel, bieliznę, ubranie, naczynia kuchenne i stołowe, jak również starą katarynkę, którą posiadał w swoich zbiorach, mniemając, że małpy nie będą nieczułe na dźwięki muzyki. Oprócz tego, kazał wybić medale niklowe ze swoim nazwiskiem i portretem, zapewne w tym celu, aby je rozdać w kolonji małpiej, którą pragnął założyć w Afryce środkowej.
W lutym 1894 r. Johansen i jego służący wsiedli w Malinba na łódź i popłynęli rzeką Nbarri. Ale dokąd?
Doktór nie zwierzał się z tym nikomu. Mając poddostatkiem zapasów żywności, chciał uniknąć ciekawości ludzkiej. We dwuch dadzą sobie przecież radę.
Tym sposobem nikt nie będzie mu straszył małp, będzie się mógł swobodnie zachwycać urokiem ich mowy i zdoła odkryć tajemnicę ich dźwięków.
Co do dalszych losów uczonego Niemca tyle, tylko wiedziano, że łódź płynęła w górę rzeki Nbarri, że podróżni wylądowali w wiosce Nghila i że doktór wynajął tam dwudziestu krajowców do przeniesienia pakunków i że cała karawana skierowała się ku wschodowi. Od tej pory nic już nie słyszano o doktorze Johansen.
Krajowcy, powróciwszy do Nghila, nie potrafili określić dokładnie miejsca, w którym rozłączyli się z doktorem. Upłynęły już dwa lata i po-