Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czeństwa, zeszedł ku brzegowi, aby dojść do zwałów lodowych, piętrzących się w zatoce Wiktorja.
Sternik pozostawszy w domu, również nie próżnował. Przedewszystkiem wypuścił psy z ich pomieszczenia na powietrze, gdzie tarzały się z zadowoleniem po śniegu. Następnie zajął się sprzątaniem, naprawą obuwia, cerowaniem i rozmaitemi innemi czynnościami gospodarczemi, okazując w tem wprawę właściwą marynarzowi, który sam sobie radzić musi.
Podczas pracy rozmyślał on nad wczorajszą rozmową kapitana; bohaterski i zaszczytny jego opór, nie pozwalał aby Amerykanin lub jego szalupa przed nim lub z nim razem dotarła do bieguna.
A jednak trudno by było przebyć ocean bez okrętu; nie można również przepłynąć 300 mil chociażby się było najlepszym pływakiem angielskim. Patrjotyzm ma także swoje granice. Doktór potrafi przecież w odpowiednim czasie wpłynąć na kapitana i odwieść go od jego zamiaru. Mógłbym iść o zakład, że popatrzy on dziś jeszcze na resztki „Porpoise“ i zbada, co z nich zbudować można.
Upłynęła godzina od czasu wyjścia myśliwych, a Johnson wciąż oddawał się rozmyślaniom, gdy wtem dał się słyszeć strzał w odległości 2 — 3 mil pod wiatr.