Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary marynarz spróbował karmić zwierzęta mięsem foki i ku wielkiej jego radości, psy jadły je chętnie.
Przed udaniem się na spoczynek, doktór objaśnił towarzyszów, że zapasy prowiantów mają się ku końcowi, należy przeto tembardziej spieszyć się w podróży.
Cieśla Bell najwięcej przygnębiony ze wszystkich, począł powątpiewać o istnieniu okrętu, Altamont jednak, który powoli zaczynał mówić, potwierdził swoje poprzednie opowiadanie i zaręczał, że okręt musi być niedaleko. Był to piątek.
W sobotę, Johnson obudził wszystkich wcześniej niż zwykle. Zaprzęg ruszył dalej w kierunku północno-wschodnim.
Pogoda był piękna, powietrze czyste ale zimno niezwykłe, dochodzące do 42 stopni.
Doktór ze strzelbą krążył dookoła sań; mając wszystkiego cztery ładunki prochu i trzy kule, strzelał on do przebiegającego lisa lecz chybił.
Wieczorem posiliwszy się nieco, podróżni udali się, na spoczynek.
Dnia następnego, wyczerpani i opadli z sił, zaledwie się już wlekli.
Psy po zjedzeniu resztek foki, były również głodne. Przebiegło kilka lisów, do których doktór strzelił, lecz chybił; strzału nie po-