Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie kamienie, a kule rewolwerowe zaczęły przecinać powietrze — trzech żołnierzy padło na miejscu, a kilku innych zostało ranionych. Dłuższe wahanie mogłoby zgubić wszystko.
Kaw-dier pobladł cokolwiek, lecz na pytający wzrok Hartlepoola rzucił krótki rozkaz:
— Cel!
Szczęknęły fuzje i skierowały się na tłum. Znowu z niego świsnęły kule; w odpowiedzi na nie rozległ się donośny głos Kaw-diera:
— Pal!
Nastała sekunda głuchego milczenia, poczem ogłuszający huk tysiąca strzałów wstrząsnął powietrzem.
Kiedy dym opadł, ulica zasłana była ciałałami zabitych i rannych, lecz napastnicy rozproszyli się, uciekając w rozmaite strony.
Kaw-dier nie ruszył się ze swego miejsca, a po jego pobladłem i postarzałem nagle obliczu wielkie łzy toczyły się jedna za drugą.



XIII. Abdykacja.

Kaw-dier płakał...
Przyjaciele jego stali w milczeniu i ze ściśniętemi sercami patrzyli na te łzy, rozumiejąc dobrze, ile niewypowiedzianego bólu zawierały w sobie. Wszak oni znali jego wiel-