Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

conym spokojem, ani jeden muskuł nie drgnął mu w twarzy i ani na chwilę nie spuścił swego stalowego wzroku z fizjonomji niefortunnego mówcy, który, podniecony do najwyższego stopnia, wybuchnął znowu:
— Panowie, którzy nas przysłali, wymagają, aby na równi z mieszkańcami Liberji mieli prawo głosu. Nie chcą i nie godzą się na to, aby pięć tysięcy miało stanowić prawa dla dwudziestu tysięcy ludzi. Wszyscy mamy być równi!
— I to wszystko? — zapytał po raz trzeci Kaw-dier.
— Tak, tymczasem to wszystko — odrzekł delegat.
— A więc posłuchajcie odpowiedzi mojej — ciągnął dalej Kaw-dier. — Przybyliście tutaj wbrew naszej woli, zabraliście bez pytania tę ziemię, która podług wszystkich praw boskich i ludzkich należała do nas. Wnieśliście pomiędzy lud spokojny i pracowity niesnaski, lenistwo, mordy i pożogi; przeto daję wam 24 godziny do namysłu: albo poddacie się bez zastrzeżeń moim rozporządzeniom, albo ja przystąpię do czynu.
Na dany przez naczelnika znak zbliżył się Hartlepool z dwudziestoma żołnierzami i w milczeniu otoczył gromadkę delegatów.
— Kochany Hertlepoole, wyprowadź tych