Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

był już spokojniejszy. Rany Pawełka goiły się powoli, reszty dokonały młode siły. Po dwóch miesiącach dzieciak mógł opuścić łóżko.
Opuścić?... Biedak już go nie porzuci, nie poruszy się bez obcej pomocy, połamane nogi nie dźwigną już ciała jego, skazanego na wieczną nieruchomość!...
Zresztą chłopiec, zdawszy sobie sprawę ze swego stanu, oswoił się z nim i nie płakał na swą niedolę, dowiadywał się tylko ciągle, jak się ma Piotruś. Zapewniano go, że jest zdrowszy, lecz że domaga się koniecznie zobaczenia przyjaciela.
Długo nie można było zadosyć uczynić jego żądaniu. Przeszło miesiąc Piotruś był nieprzytomny. Nareszcie przesilenie choroby sprowadziło pewne polepszenie. Pierwsze jego pytanie było o Pawełka; gdy się dowiedział, że jego przyjaciel żyje, uradował się niezmiernie i pierwszy raz od miesiąca zasnął snem zdrowszym. W parę dni potem poprosił już o swoje ulubione skrzypce, a gdy obydwóch chłopców umieszczono razem, szczęście ich nie miało granic. To Pawełek czytał głośno książkę z przygodami podróżników, to Piotruś grał na skrzypcach, i tak czas im upływał bardzo przyjemnie. Ciężka ta choroba miała jednak ten wpływ na nich, że obadwaj widocznie spoważnieli i nie myśleli o dziecinnych fraszkach.
Był początek lipca, to jest pora najsurowszej