Strona:Juliusz Verne - Rozbitki.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kaw-dier wskazując nań oczami pełnemj smutku, rzekł do p. Hartlepoola:
— Każ pan zdjąć kajdany z rąk tego więźnia.
A zwracając się do Kennedego i wskazując drzwi, rzekł tylko jedno słowo:
— Precz!
P. Hartlepool chciał zatrzymać zbrodniarza chciał coś tłómaczyć Kaw-dierowi, lecz ten głosem stanowczym raz jeszcze powtórzył swoją wolę, aby więźnia uwolnić.
Stało się więc jak rozkazał.
Kennedy, nie dowierzając swoim uszom, do ostatniej chwili z trwogą wielką spoglądał w spokojne, jakby z marmuru wykute lica Kaw-diera, wreszcie przekonawszy się, że istotnie jest wolnym, pochylił się jakby chciał do samej ziemi pokłonić się swemu wybawcy, poczem odwrócił się szybko i jak szalony wybiegł z więzienia.

∗             ∗

Nadeszła zima, w tym roku niezwykle surowa, a tak obfita w śnieg, że niższe domki kolonistów były jakby zagrzebane, a drogi tak zasypane, że trzeba było ogromnych wysiłków, aby utrzymać konieczną komunikację. Z powodu wielkich mrozów mnóstwo ludzi chorowało i Kaw-dier musiał ciągle pomagać jedynemu lekarzowi kolonji. O swoich chorych chłopców