Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chodzi tu o życie dwóch ludzi, których możemy uratować... Proszę pana!
— Tak jest! Tak jest! zawołali niektórzy z pasażerów, wzruszeni gorącą prośba tej młodej dziewczyny.
Kapitan wziął lunetę, badał uważnie kierunek wiatru i przepływ fal, poczem rzekł do sternika stojącego obok niego:
— Baczność! Do steru! Kierować statek w prawo!
Za uderzeniem rudla, statek zwrócił się na zachód od przylądka. Maszynista otrzymał rozkaz zdwojenia pary i Glengarry na lewo pozostawiła wyspę Jura.
Nikt nie odezwał się. Wszystkich spojrzenia skierowane były na statek już prawie widzialny.
Nie była to wcale łódź rybacka, gdyż miała wysoki maszt ale złożony, bo niepodobna było oprzeć się gwałtownemu wiatrowi.
W szalupie znajdowało się dwóch ludzi, jeden spoczywał na tyle łodzi, drugi z wysileniem robił wiosłami. Jeżeli mu się nie powiedzie cofnąć szalupy obaj będą zgubieni.
W pół godziny później Glengarry dotarła do granic Corryvrekan i rozpoczęła swój szybki bieg ku pierwszym falom; nikt na statku nie pytał nawet, czy szybkość prądu może być niebezpieczną dla okrętu.
Rzeczywiście w tej części cieśniny morze było zupełnie białe jak gdyby wewnętrzny ruch