Strona:Juliusz Verne - Promień zielony i dziesięć godzin polowania.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A gdzie jest? zapytał na nowo szukając w mojej torbie.
— Przepadła, odparłem. Co pan chcesz? Nie miałem psa. O gdybym go miał...
Przy takiem ryzykownem łgarstwie można śmiało zostać znakomitym strzelcem.
Nagle, badanie to przerwane zostało. Pies pana Pontclone wystraszył przepiórkę. Mimo woli złożyłem się i paw! jak mówi Matifat.
Jakiż jednak otrzymłem policzek nie oparłszy jak należy o ramię strzelby. Po moim strzale nastąpił zaraz strzał Pontclone.
Przepiórka upadla a pies przyniósł panu zwierzynę i ten schował ją do torby.
Nie zrobiono mi nawet tego honoru, przypuszczając choćby na chwilę że miałem także udział w śmierci niewinnej ptaszyny. Ale nie odzywałem się, nie śmiałem mówić. Wiadomo, że jestem zawsze nieśmiały w obec ludzi, którzy więcej umieją ode mnie.
Pierwsze strzały żywo podrażniły amatorów polowania, bo też w ciągu trzech godzin, jedną zabić przepiórkę, to za mało!
Niepodobna przypuszczać aby w Herissart, była tylko jedna, jedyna sztuka zwierzyny, gdyż w takim razie przypadłaby, jedna szósta przepiórki na strzelca.
Przeszedłszy gaj znaleźliśmy się na zoranem polu. Wedle mego zdania, trotoar, daleko korzy-